Dzień: 26 Lutego
Godzina: 15.53
Natalia
O nie, nie wieże spóźnię się. Tak jest zawsze. Nienawidzę autobusów. Biegłam, przed siebie szukając znajomej ulicy. Nie zwracałam uwagi na innych. Tak jakby czas się zatrzymał, ale tak naprawdę leciał dwa razy szybciej. Tak jak tytuł, który wymyśliłam "Biegniesz, a czas leci dwa razy szybciej" tak wiem za długi jak na nagłówek. W końcu, dotarłam. Spóźniona o 8 minut, ale dotarłam. Spojrzałam przez szybę, a raczej na szybę. Włosy rozczochrane, rozmazany tusz do rzęs. Brakuje tylko wielkiego nosa i mogę iść na czarownice. Piękna i Bestia. Tylko ja będę grać bestię. Z torby wyjęłam szczotkę i przeczesałam nią włosy. Opuszkami palców starłam tusz i z czoła starłam pot. Dopiero po tym wyglądałam jak człowiek. Męczący dzień w szkole. Konrad nawet mnie nie zauważył, ale chyba to nie moja sprawa. Tęsknie za jego uśmiechem, za iskierkami w jego oczach i...tak po prostu za nim. Jestem na niego zła, ale gdyby on teraz przyszedł i przeprosił od razu bym mu wybaczyła. Weszłam do lokalu przy jednym ze stolikach siedział Alan. Nie widział mnie bo siedział tyłem. Koło niego nie siedział nikt. Powiesiłam płaszcz i podeszłam do chłopaka.
-Hej, przepraszam za spóźnienie- uśmiechnęłam się przepraszająco
-Wiesz myślałem że stchórzyłaś-podszedł do mnie i mocno mnie przytulił
-Sam jesteś, przyjdzie reszta?- spytałam siadając na krzesełku
-Tak jak widzisz jestem sam i coś im wypadło, wiesz że oni są razem- zdziwił mnie tym
-Skąd mam to wiedzieć skoro znam was kilka godzin, mądralo- powiedziałam sarkastycznie
-Ach dziękuje za ten komplement- uśmiechnął się-Teraz jestem cały twój- zaczęłam się śmiać nie przeszkadzało mi to że ludzi się na mnie gapili.- Co chcesz ? - zapytał
-Cappuccino- ujrzałam idącego w naszą stronę kelnera. Oczywiście że zamówiła cappuccino. Chłopak wziął kawę. Drzwi od kawiarni się otworzyły zobaczyłam parę. Szli ze splecionymi rękami. Jak myślicie kto to był? Tak zgadliście Konrad i Ala. Poczułam ukucie w sercu. Dlaczego spośród tylu kawiarni wybrali tę. Wpatrywałam się w nich. "Uwierz on nigdy nie był taki jaki ci się wydawał"- powiedział głęboki głos w mojej głowię. Może czas nie użalać się nad sobą. To czas bycia sobą.
-Coś się stało? - dopiero wtedy zrozumiałam że Alan cały czas mi się przyglądał
-Nie, nic- powiedziałam półgłosem
-To dlaczego cały czas patrzysz się na tego chłopaka - wskazał palcem na Konrada. On musi być wszędzie niedługo ze mną do łazienki pójdzie. Chcę w końcu zostać sama nie chcę żeby ktoś mnie prześladował. - Żyjesz- chłopak machną mi ręką przed oczami
-Tak, nie przejmuj się mną- kelner przyniósł nam zamówienie. Piliśmy wolno, ale chłopak widział że byłam wściekła. Do oczu napłynęły mi łzy żeby je powstrzymać zamknęłam powieki. Słyszałam kroki.
-Nie płacz- po woli otworzyłam oczy i popatrzyłam na chłopaka klęczał przy mnie. -Chcesz zatopić smutki masz- z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów. Wyciągnął portfel i zapłacił za nas. Chyba zapomniał że to ja miałam płacić. Pociągnął mnie za rękę i jak prawdziwy dżentelmen rzucił we mnie kurtką. Nie ma to jak facet. Założyłam ją na siebie i chłopak wyprowadził nas na zewnątrz. Podał mi papierosa i pod palił. Pierwszy raz paliła więc nie dziwcie się. Myślałam że się tam uduszę. Ręka Alana umie zdziałać cuda tak mnie walnął w plecy że o mało co puc nie wyplułam. Widać że chodził na siłownie. Staliśmy w ciszy, zaciągnęłam się i poczułam się ja w jakiejś komedii romantycznej, którym było moje życie. To był dla mnie horror a nie komedia. Jak każda dziewczynka kiedyś marzyłam o księciu z bajki. O pięknym różowym zamku. Trochę się zmieniło nie chce już tego księcia. Mój ulubiony kolor to czerń nie jestem zwolenniczką różowego. Moja wyobraźnia nie ma granic, mogę narysować czarną dziurę i tak w niej coś zobaczę, ale inni ludzie będą mówić że jestem dziwna że coś widzę. Tak, to prawda jestem dziwna. Nie chcę miłości bo wiem że później i tak będę ryczeć. Po co to, po co te wspomnienia? Po co to życie? Po co żyć skoro i tak kiedyś umrzesz? No bo poco pan Bóg nas stworzył żeby ludzie się kochali. Tylko po to, to w takim razie mi to życie nie potrzebne. Właśnie w tej chwili ktoś może umierać, jak chce może zabrać moje życie.
-Wszystko w porządku?- z rozmyśleń wyrwał mnie głęboki głos Alana
-Tak, nie musisz mi pomagać- uśmiechnęłam się blado
-Nie rozumiesz ja po prostu chcę ci pomóc- jego słowa nie docierały do mnie co miałam powiedzieć "nie chcę twojej pomocy" czy powiedzieć zwykłe "dziękuje". Nie mogłam z siebie wydusić zadanego słowa. Jakbym była niemową. Nie mogłam ułożyć sensownego zdania. Chciałam z tam tond zniknąć. Wiedziałam że nie uniknę rozmowy. "Trzeba udawać głupią"- podpowiadał mi głosik w głowię już miałam coś powiedzieć, ale przypomniało mi się zdanie mojej mamy "Zawsze bądź sobą, nie udawaj przed ludźmi kim naprawdę jesteś. Po prostu uwierz w siebie".
-Dziękuje-chłopak uśmiechnął się i mnie przytulił.
-Tulimy- usłyszałam znajomy głos, odwróciłam się i zobaczyłam Kubę i Anie biegnących w naszą stronę. Po chwili na nas wpadli i przytulili się do nas.
-Ej ludzie my tu jesteśmy - powiedziałam równo z Alanem, kiedy zobaczyliśmy Anie i Kubę całujących się. O przepraszam oni się nie całowali oni chcieli się pożreć. -Choć widocznie my tu jesteśmy zbędni, proponuję spacer przez park- uśmiechnął się pokazując białe zęby, sądziłam że człowiek który pali ma żółte zęby. Chłopak zabrał ode mnie torbę, poczułam ulgę przybiegłam od razu po szkole bo autobus mi się spóźnił.
-Swoją drogą powinnaś nauczyć się biegać- powiedział z chytrym uśmieszkiem
-To ty widziałeś jak biegłam?- była zdezorientowana, chłopak się zaśmiał
-Tak bo kolega mnie podrzucił -no ja nie wierze, jechał samochodem i nawet nie raczył się zatrzymać. Walnęłam go pięścią w ramię. - Ała, to bolało - humor mi wrócił i zaczęłam się z niego śmiać, ale nie trwało to długo bo chłopak wrzucił mnie w zaspę śniegu. Kompletnie zapomniałam że to zima.
-A to tak się bawimy-krzyknęłam i zaczęła się bitwa na śnieżki. Chłopak odprowadził mnie pod sam dom. Oddał torbę i na pożegnanie ucałowałam go w policzek. Po ciuchu weszłam do domu. Pobiegłam do swojego pokoju. Odrobiłam lekcje i poszłam się wykąpać. Moje mięśnie się o to domagały, dosłownie. Poczułam ulgę. Alan to naprawdę fajny facet i przynajmniej wtedy nie myślałam o Konradzie. Szczerze on już mnie nie obchodzi. "No oczywiście że nie to nie ja za nim tęsknie"- ten głos się staje upierdliwy. Odgoniłam myśli i przebrałam się w pidżamę. Kładąc się na łóżku jeszcze nie wiedziałam że jutrzejszy dzień będzie aż tak męczący. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
-Wszystko w porządku?- z rozmyśleń wyrwał mnie głęboki głos Alana
-Tak, nie musisz mi pomagać- uśmiechnęłam się blado
-Nie rozumiesz ja po prostu chcę ci pomóc- jego słowa nie docierały do mnie co miałam powiedzieć "nie chcę twojej pomocy" czy powiedzieć zwykłe "dziękuje". Nie mogłam z siebie wydusić zadanego słowa. Jakbym była niemową. Nie mogłam ułożyć sensownego zdania. Chciałam z tam tond zniknąć. Wiedziałam że nie uniknę rozmowy. "Trzeba udawać głupią"- podpowiadał mi głosik w głowię już miałam coś powiedzieć, ale przypomniało mi się zdanie mojej mamy "Zawsze bądź sobą, nie udawaj przed ludźmi kim naprawdę jesteś. Po prostu uwierz w siebie".
-Dziękuje-chłopak uśmiechnął się i mnie przytulił.
-Tulimy- usłyszałam znajomy głos, odwróciłam się i zobaczyłam Kubę i Anie biegnących w naszą stronę. Po chwili na nas wpadli i przytulili się do nas.
-Ej ludzie my tu jesteśmy - powiedziałam równo z Alanem, kiedy zobaczyliśmy Anie i Kubę całujących się. O przepraszam oni się nie całowali oni chcieli się pożreć. -Choć widocznie my tu jesteśmy zbędni, proponuję spacer przez park- uśmiechnął się pokazując białe zęby, sądziłam że człowiek który pali ma żółte zęby. Chłopak zabrał ode mnie torbę, poczułam ulgę przybiegłam od razu po szkole bo autobus mi się spóźnił.
-Swoją drogą powinnaś nauczyć się biegać- powiedział z chytrym uśmieszkiem
-To ty widziałeś jak biegłam?- była zdezorientowana, chłopak się zaśmiał
-Tak bo kolega mnie podrzucił -no ja nie wierze, jechał samochodem i nawet nie raczył się zatrzymać. Walnęłam go pięścią w ramię. - Ała, to bolało - humor mi wrócił i zaczęłam się z niego śmiać, ale nie trwało to długo bo chłopak wrzucił mnie w zaspę śniegu. Kompletnie zapomniałam że to zima.
-A to tak się bawimy-krzyknęłam i zaczęła się bitwa na śnieżki. Chłopak odprowadził mnie pod sam dom. Oddał torbę i na pożegnanie ucałowałam go w policzek. Po ciuchu weszłam do domu. Pobiegłam do swojego pokoju. Odrobiłam lekcje i poszłam się wykąpać. Moje mięśnie się o to domagały, dosłownie. Poczułam ulgę. Alan to naprawdę fajny facet i przynajmniej wtedy nie myślałam o Konradzie. Szczerze on już mnie nie obchodzi. "No oczywiście że nie to nie ja za nim tęsknie"- ten głos się staje upierdliwy. Odgoniłam myśli i przebrałam się w pidżamę. Kładąc się na łóżku jeszcze nie wiedziałam że jutrzejszy dzień będzie aż tak męczący. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
*
Mam nadzieje że się podoba?
Liczę na komentarze :D
Hmmm... Alan? Może coś z tego jednak będzie. Ale rozdział jest ciekawy i czekam nn :)
OdpowiedzUsuńNatalia ma być z Konradem! ^^
OdpowiedzUsuń